18.02.2014

Wiem!

3...
2...
1...
Kto już zgadł o co chodzi?
Nie, nie chodzi o samo usunięcie bloga, ale o "nowy genialny pomysł". Wiem miewam dużo genialnych pomysłów, ale za ten zamierzam się na prawdę zabrać. To taka jakby kontynuacja tego bloga, ale z drobnym poprawkami. Po prostu potrzebuję nowego adresu i tytułu bloga, bo równina Rhûn zbyt mnie ogranicza. Niektóre wątki rozdziałowe się powtórzą.
Będzie pięknie, zobaczycie.  Blog oficjalnie znajduję się tutaj: http://amarth-band.blogspot.com/
Dziękuję za uwagę. 

26.10.2013

Uwaga!


Pewnie zauważyliście, że ostatnio się nie odzywam, nie  ma nowych rozdziałów i będę  z wami szczera bardzo mi się nie chce tego robić. 
Dlaczego?:
- bo ta historia jest bezsensu
- bo życie nie ma sensu
- bo coś próbuje mnie zabić 
- itd.

Ale jest sposób na moją niechęć, a mianowicie mam pewien pomysł na losy Cosette, ale nie zmieniam adresu bloga i opieram się na tym co już napisałam.
Mniej mgliście: poprawiam wszystkie rozdziały od początku, ale nie zamykam bloga, więc możecie wchodzić co jakiś czas i czytać poprawione rozdziały z nieco inną historią.
 Prolog już poprawiłam.

Teraz trochę jeżeli chodzi o szablon.
Próbowałam sprawić, żeby stał się czytelny, ale bez edycji całego szablonu nie da się z tym nic zrobić.
Edytowanie go nie byłoby tak trudne, ale zmienianie czegokolwiek w szablonach jest zabronione.
Mogłabym też sama zrobić szablon, ale muszę wybierać między pisaniem, a bawieniem się grafiką.
Nic się jednak nie martwcie, bo zamówiłam już szablon i wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie go otrzymam.

Zapraszam do czytania! 
  

5.07.2013

Ludzie!

Czytajcie uważnie, bo chcę, żebyście zrozumieli!

Są ludzie "stworzeni do pisania". Chodzi mi o to, że pisanie, nawet jak nie zawsze sprawia im przyjemność jest na pierwszym miejscu. Nieważne czy mają wenę, czy jej nie mają, wiedzą, że ludzie na nich liczą, bo podoba się im to co tworzą.
Ja nie należę do jednych z nich.
 Czytaj: zależy mi na ludziach, ale nie potrafię się zmuszać do pisania.

Teraz bez większych zawiłości: 
Czas wakacji to czas na wypoczęcie od szkoły, ale nie tylko...
To czas na uporządkowanie, dokończenie różnych spraw, odnowienie nowych znajomości,
więcej czasu dla siebie samego.

  Do czego dążę? *chyba się już domyślacie*
Wena. Jeżeli myślicie, że nie ma uczuć, ani się nie męczy - jesteście w błędzie.
A jeżeli jest zmęczona nami?
Nie wiem gdzie jest, ale powinna niedługo wrócić, bo nawet pocztówki nie wysłała.

Teraz - co zemną?
Ja tez potrzebuję wakacji, a wena na urlopie mi to upraszcza.
Oraz kraje takie jak: Austria i Włochy.

Podsumowując - blog zawieszony na czas nieokreślony. 

Życzę miłych wakacji :)

1.06.2013

1. Dôr dîn

Rozdział nie zachwyca rozmiarami ani niczym szczególnym. Ma w sobie za to dużo rozmyślań nad.... wszystkim.

~

Ciemność zaczęła przeobrażać się w kolorowe plamki, które przechodziły z ciemnych odcieni zieleni do jasnej żółci, która po pewnym czasie zaczęła być drażniąca i jaskrawa. Był to dla mnie niemały wysiłek, ale po zmożeniu się ze sobą chęć pozbycia się drażniącego światła wygrała. Otworzyłam oczy. Nie byłam już w bibliotece. Teren, na którym leżałam był o wiele rozleglejszy. Byłam o tym przekonana, chociaż nie widziałam nic poza lazurowym niebem, po którym leniwie przemieszały się nieliczne obłoczki. Nie było mi jednak dane długo cieszyć się tym widokiem, gdyż za moją głową rozległ się cichy szmer. Gwałtownie wstałam, ale chwiałam się na nogach. Rozejrzałam się wokoło. Zemdlałam w bibliotece i nagle znalazłam się na jakimś... no gdzie ja jestem?! Zachować spokój, zachować spokój. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam ogromne połacie jałowej ziemi. Okej, pójście w lewo odpada. Powoli odwróciłam głowę w przeciwną stronę... to samo. Pozostaje tylko przód, albo tył...Przyjrzałam się dokładniej terenowi przede mną. W oczy od razu rzuciły mi się odległe góry, wyróżniające się swoim granatem na błękicie nieba. Musiały być bardzo daleko... Strona za moimi plecami wydawała się być najbardziej przyjazna. Więcej zieleni (żółtej trawy) i stosunkowo bliskie pagórki, a przynajmniej bliższe niż góry. No, to jestem obeznana. Teraz tylko pozostaje wymyślić co robić. Może zaraz zaczną mnie wybudzać. Rozłożyłam się na  plecach zastanawiając się czy robiłam, albo czytałam coś co mogłoby w tak "ciekawy" sposób wpłynąć na moją podświadomość. To wszystko było jakieś dziwne. Nie mogłam tak po prostu zemdleć. Jeszcze ta równina nigdy sobie takiej nie wyobrażałam. Zamknęłam oczy i zaczęłam spokojnie oddychać. Leżałam tak na środku pustkowia kiedy usłyszałam syk, tuż obok mojego ucha. Podniosłam się do pozycji siedzącej i nasłuchiwałam. Wtedy zdałam sobie sprawę, że patrzę na niemałych rozmiarów węża! Starałam się zachować zdrowy rozsądek. Powoli podniosłam się z ziemi, nie spuszczając oczu z węża, który chyba nie interesował się mną za bardzo. Starałam się nie ruszać. Gad poruszał się powoli pełznąc przy mojej nodze. Głośno przełknęłam ślinę, ale wąż w ogóle nie przejmował się moją obecnością. Pełznął dalej w stronę gór. Stałam bezruchu nawet kiedy wąż był już daleko ode mnie. To było dziwne, nawet jak na moją psychikę. Minął jakiś czas od zniknięcia gada i zaczęło mi się nudzić. Usiadłam po turecku na ziemi i zaczęłam się bawić kamyczkami. To zmusza do refleksji. Pytania nasuwają się same; Co to za miejsce? Czy zawsze się tu znajduję kiedy śpię, albo zemdleję. Dlaczego nic takiego nie pamiętam? Zawsze się denerwuję kiedy nie potrafię odpowiedzieć na pytania, zwłaszcza egzystencjalne. Ciężko się do tego przyznać, ale taka jest ciekawska natura człowieka. Chcielibyśmy wiedzieć wszystko, a najlepiej wiedzieć więcej od innych. Czułam się jakby te myśli wgniatały mnie w ziemię. Musiałam wstać i zobaczyć czy moja podświadomość to faktycznie tylko walający się kurz. Wstałam z ziemi otrzepując się z pyłu i poszłam w stronę pozornego życia.

***

Przeszłam za pewne mały odcinek drogi, ale wydawał się ciągnąć w nieskończoność. W końcu jednak doszłam do pagórów. Były to jednak pojedyncze górki. Na szczęście dalej robiło się coraz bardziej zielono, a pojedyncze rośliny przechodziły w masywną ścianę lasu. Kiedy zbliżałam się do drzew słońce chyliło się ku zachodowi. Cienie wydłużały się ukazują zniekształcone odbicia ich właścicieli. Większość osób przeszłaby obok tego zjawiska obojętnie, ale wpatrując się dokładniej można było dostrzec, że cienie jakby zmieniły właścicieli. Były ogromne drzewa, których cień był naprawdę znikomy, a małe krzewy osłaniały duże połacie ziemi przed sobą. Było to dziwne, ale może w takim miejscu przenośnie przeobrażały się w "rzeczywistość". Każdy człowiek rzuca cień na swoją przyszłość, przyszłość innych. To co po sobie zostawimy to jaki będziemy mieli wpływ na teraźniejszość w przyszłości będzie cieniem osłaniającym nowe czasy. Nie czując pośpiechu usiadłam patrząc dalej jak hipnotyzowana na przejawy zmroku zastanawiałam się jak naprawdę wygląda mój cień.